Niedawno zostałem oskarżony przez studenta o niesprawiedliwe ocenianie. Oskarżenie jest bezpodstawne, a udowodnienie, że nie zrobiłem nic złego, nie zajęło mi dużo czasu. Żadnych szkód, ale dużo zmarnowanego czasu.
Później dowiedziałem się pocztą pantoflową, że należę do długiej listy ofiar. W ciągu zaledwie jednego roku ten sam student złożył formalne skargi na co najmniej dziewięciu profesorów. Charakter skarg różni się w zależności od przypadku, ale powtarzają one dokładnie ten sam scenariusz:
W każdym przypadku student bierze jakąś drobną rzecz, np. niezaliczony quiz lub spóźnioną pracę domową, i robi z tego wielką kłótnię z wykładowcą. Następnie student przeniesie sprawę na wyższy poziom i zaangażuje w nią dziekana lub nawet prezydenta uczelni. Oczywiście dziekan lub prezydent mają lepsze rzeczy do roboty, więc student jest zwykle ignorowany i cała sprawa szybko się rozwiewa... albo tak nam się wydawało. Ta część okazuje się być tylko głównym ciosem w kombinacji jeden-dwa. To raczej ustawienie.
Prawdziwe uderzenie przychodzi na koniec semestru. Kiedy ocena nie jest dobra (co ma miejsce w 100% przypadków), zostanie złożona formalna skarga, w której stwierdza się, że student został ukarany za wcześniejszą kłótnię. Jest to bardzo poważne oskarżenie i w kilku przypadkach doprowadziło do skomplikowanych dochodzeń. Spowodowało to tak wiele dodatkowej pracy, że kilku profesorów po prostu poddało się i zmieniło ocenę na coś, co spodobało się studentowi.
Ta sztuczka miała zaskakująco wysoki wskaźnik sukcesu, szczególnie biorąc pod uwagę, że kilka ofiar to profesorowie z długim stażem. Student jest ośmielony i nie mam wątpliwości, że cykl będzie się powtarzał. Jeśli nie zostanie zatrzymany, nie zdziwiłbym się, gdyby ten student mógł zdobyć stopień naukowy tylko przez ponowne użycie tej sztuczki ponownie i ponownie.
Moje pytanie brzmi: Czy my, profesorowie (jako grupa) powinniśmy reagować na takie zachowanie, a jeśli tak, to w jaki sposób? Jakie mogą być ewentualne konsekwencje?
Do tej pory uważnie czytałem regulamin studiów. Wydaje się, że nie ma tam nic, co można by bezpośrednio zastosować w tym przypadku. Najbliższy wydaje się być przepis o nieuczciwości, ale on sam w sobie nie zadziała.
Aktualizacje:
Po podzieleniu się fragmentami tej historii, otrzymałem kilka podobnych historii od przyjaciół i kolegów z innych uczelni. Tak więc sytuacja, którą tu opisałem, nie jest być może tak wyjątkowa, jak się na początku wydaje. Okazuje się, że na moim poprzednim uniwersytecie, przewodniczący wydziału zajmował się dwoma podobnymi przypadkami, kiedy ja tam byłem. Ponieważ jednak takie przypadki mają być poufne, nie wiedziałem o nich. Podejrzewam, że zdarza się to częściej, niż nam się wydaje.
Student nie musi udowadniać swoich roszczeń, aby ta sztuczka zadziałała. Musi po prostu złożyć skargę i odwołanie od zmiany oceny w tym samym czasie. Studenci' mają do tego prawo. To spowoduje dużo pracy dla instruktorów, przewodniczącego wydziału, i dziekanat's office. W moim przypadku, zajęło mi to 20~30 godzin, aby odpowiedzieć na skargi, dostarczyć zadanie do przeglądu i wykonać inne prace. Nie każdy ma tyle czasu w ostatnim dniu ostatniego tygodnia. Biorąc pod uwagę opcje wykonania tych dodatkowych prac vs. zmiany listu i puszczenia go wolno, nie każdy dokona właściwego wyboru.
Więcej aktualizacji:
Kiedy dochodzi do sytuacji typu "on powiedział, ona powiedziała", jak to wydaje się mieć miejsce w tym przypadku, większość instytucji domyślnie staje po stronie profesorów. Z oczywistych powodów - 18-22 letni student college'u jest o wiele bardziej skłonny kłamać, aby uzyskać korzystną ocenę, niż profesor działać złośliwie, aby sabotować studenta. Jedyny scenariusz, w którym profesor może mieć kłopoty, to oskarżenia ze strony wielu studentów.
Najbardziej znaczącą czerwoną flagą w tym przypadku jest to, że student wysuwa zasadniczo to samo oskarżenie przeciwko dziewięciu różnym profesorom. To niedorzeczne, że dziewięciu profesorów zdecydowałoby się wspólnie sabotować jednego studenta.
Do tej pory czytałem studentów' kodeks postępowania ostrożnie. Wydaje się, że nie ma tam nic, co można by bezpośrednio zastosować w tym przypadku. Najbliższy wydaje się być przepis o nieuczciwości, ale on sam w sobie nie zadziała.
Stawianie nieuczciwych zarzutów w celu uzyskania korzystniejszych ocen jest jednoznaczną formą nieuczciwości akademickiej. Każda szanująca się instytucja ukarałaby dyscyplinarnie studenta dopuszczającego się takiego zachowania. Jeśli takie zachowanie nie może być zdyscyplinowane na Twojej uczelni, sugerowałbym poszukanie pracy gdzie indziej.
Powinien Pan złożyć formalną skargę, być może we współpracy z innymi oskarżonymi profesorami. Ma Pan solidne podstawy.
Jeśli chodzi o zajęcie się tym, co już się wydarzyło, to oczywiście zależy to w dużej mierze od tego, jakie macie zasady, ale może warto sprawdzić, czy macie jakieś bardzo ogólne zasady wymagające wzajemnego szacunku, nieuciążliwości, nieszkodzenia uczelni itp. Zasady te nie muszą być zawarte w kodeksie postępowania studenta, ale równie dobrze mogą być zawarte w umowie o przyjęciu na studia lub w innym dokumencie. W razie wątpliwości, dział prawny waszej uczelni może pomóc, przynajmniej dlatego, że jest to sprawa, którą najprawdopodobniej i tak będą musieli się zająć prędzej czy później i aby uniknąć takich przypadków w przyszłości. W ostatecznym rozrachunku zależy to jednak w dużej mierze od tego, jak zorganizowana jest edukacja akademicka w Twoim kraju.
Jednak większość szkód wyrządzonych przez studenta wynikała z tego, że wasz wydział i uczelnia popełniły błędy wymienione poniżej. Dzięki zajęciu się nimi, powinniście być w stanie uniknąć takich problemów w przyszłości:
**Nie możesz być "zastraszany", jeśli siła jest wyraźnie zrównoważona w twoją stronę, chyba że o tym zapomnisz. To uczeń chce, żebyś coś zrobił, a nie odwrotnie. W skrajnym przypadku, muszą podjąć działania prawne, aby uzyskać to, czego chcą, podczas gdy ty możesz po prostu odmówić ich żądaniom. (A podjęcie działań prawnych byłoby w tym przypadku dość złym pomysłem dla ucznia). Tak długo, jak ich skargi są oczywiście bezpodstawne, nie masz się czego obawiać - i jest to coś więcej niż tylko wzniosły prawniczy frazes: Często słyszymy historie, w których członkowie wydziału nadużywali nierównowagi sił i nie mieli się czego obawiać nawet w świetle uzasadnionych oskarżeń. (Możliwym wyjątkiem od tej reguły jest sytuacja, gdy uczelnia jest prowadzona przez krótkowzrocznych biznesmenów, którzy uważają studentów za królów klientów, ale powinieneś być w stanie przekonać nawet ich, że sprzymierzanie się z takim studentem to zły pomysł).
**Wdałeś się w "wielkie kłótnie". Może źle rozumiem sytuację, ale jest to strata czasu, jak również komplikacja dla drugiej rundy, ponieważ mają oni trochę paliwa do swoich oskarżeń. Ponieważ to Ty masz przewagę (patrz poprzedni punkt), nie ma potrzeby wdawać się w wielkie kłótnie. Ciężar dowodu spoczywa na nich: Na przykład, oni muszą Cię przekonać, że powinieneś zaakceptować ich spóźnione oddanie pracy domowej; Ty nie musisz ich przekonywać, że nie musisz jej akceptować. Odrzuć ich prośbę, podaj krótki powód, a jeśli nadal będą cię nękać, powiedz im, że jedyną opcją jest eskalacja (co i tak zrobią).
Niektórzy z was się poddali. Jest to klasyczny przykład krótkowzrocznego, nieetycznego działania, które wielu będzie bronić jako miłosierdzie. Ci, którzy się poddali, uniknęli pracy dla siebie, a tym samym spowodowali pracę dla innych. Wyraźnie ustalcie stanowisko wydziału, że ci, którzy się poddali, wyrządzili szkodę swoim kolegom, zachęcając studenta do takiego zachowania, oraz wyrządzili szkodę uniwersytetowi/stopniowi, osłabiając go. Wykorzystać tę perspektywę czasu, aby ustanowić pewne wytyczne przeciwko poddawaniu się nieracjonalnym żądaniom, aby uniknąć powtórzenia się takiej sytuacji.
Dochodzenia mijają się z celem. Mówisz, że tym studentom udało się spowodować "skomplikowane dochodzenia w kilku przypadkach". Zakładam, że chodzi o dochodzenia wewnętrzne. Podczas gdy pierwsze jedno lub dwa wnioski każdego studenta zasługują na poważne rozpatrzenie, kolejne zapytania tego samego studenta powinny być usprawnione i przerzucać ciężar dowodu na studenta. Co więcej, dochodzenia takie powinny być wszczynane jedynie w przypadku bardziej konkretnych roszczeń niż "on/ona uważa, że został ukarany za wcześniejsze kłótnie". Zakładam, że dochodzenia wewnętrzne istnieją po to, aby uniknąć kłopotliwych spraw prawnych lub publicznych i aby móc wcześnie podjąć działania przeciwko rzeczywiście nadużywającym członkom wydziału. Jednak w tym przypadku nie widzę powodu, by obawiać się któregokolwiek z nich (patrz punkt 1). To może być najtrudniejsza część do rozwiązania i w dużej mierze zależy od tego, jak zorganizowany jest Twój uniwersytet, ale ten przypadek powinien dać Ci dobre argumenty, aby coś zmienić. Ponadto, jeśli jest to powszechny proces, można rozważyć ustanowienie jakiegoś zasobu dla oskarżonego wydziału, np. doradcy ds. takich postępowań.
Wreszcie, warto uświadomić studentowi i potencjalnym naśladowcom następujące potencjalne konsekwencje ich zachowania (uważając, by nie było to groźbą):
Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie dobrowolnie nadzorował pracy dyplomowej tego studenta. Prawdopodobnie będzie istniał jakiś mechanizm awaryjny, który pozwoli na przydzielenie mimowolnego promotora, ale jest to zdecydowanie niepożądane (dla studenta).
Jeśli aspirują do kariery akademickiej, będą mieli trudny czas zabezpieczając listy polecające od twojego wydziału.
Choć zacznę od tego, że nie popieram zachowania studenta i uważam je za formę molestowania, to jednak chciałbym, aby sprawa ta została potraktowana jako próba poprawy systemu, a nie jako kara dla konkretnego studenta.
Gdy ocena nie jest dobra (co ma miejsce w 100% przypadków), zostanie złożona formalna skarga stwierdzająca, że uczeń został ukarany za wcześniejszą kłótnię. Jest to bardzo poważne oskarżenie i doprowadziło do skomplikowanych dochodzeń w kilku przypadkach. Spowodowało to tak wiele dodatkowej pracy, że kilku profesorów po prostu poddało się i zmieniło ocenę na coś, co spodobało się studentowi.
Nie wiem, o jakiej dziedzinie mówimy, ale z mojego doświadczenia wynika, że zmiana oceny, którą komuś wystawiłem, to poważna decyzja - o ile nie jest oczywiste, że po prostu przeoczyłem coś u tego konkretnego studenta, musiałbym zmienić schemat oceniania i przejrzeć każde zadanie. W przeciwnym razie, jeśli dowiedzą się o tym studenci, którzy przesłali podobne odpowiedzi, a nie dostali podwyżki, będą (słusznie) oskarżać mnie o niesprawiedliwe ocenianie. Z mojego doświadczenia wynika, że oceniający są dość nieugięci w zmienianiu ocen, nawet jeśli są błędne, aby uniknąć całego tego wysiłku.
Jeśli oceny są łatwo zmieniane, student(ka) otrzymuje dwie wiadomości:
Nękanie pracowników jest tutaj najmniej niebezpiecznym wynikiem: w zależności od szerszych politycznych/społecznych/prawnych okoliczności w danej instytucji, jeśli student, którego to dotyczy, należy do grupy niedoreprezentowanej, (2) może prowadzić do roszczeń o dyskryminację i znacznie poważniejszych działań.
Moją jedyną radą jest próba uczynienia systemu oceniania bardziej obiektywnym. Uważam, że te dwie kwestie (skargi dotyczące oceniania i możliwość dyskryminacji) są głównymi powodami, dla których większość ocen na poziomie uniwersyteckim i średnim zmierza w kierunku bardziej standardowych testów. Dla konkretnego przykładu, jeden z uniwersytetów, na którym pracowałem, wprowadził zasadę, że podczas wszelkich egzaminów ustnych (które wcześniej były bardzo subiektywne), studenci muszą robić notatki podczas przygotowywania odpowiedzi dla egzaminatora; notatki są przechowywane i będą wykorzystywane do oceny wszelkich skarg dotyczących oceniania.
Aby uniknąć nękania, na moim obecnym stanowisku podkreślamy, że wszelkie skargi dotyczące oceny będą skutkowały ponownym rozpatrzeniem całego zadania - a zatem mogą nawet doprowadzić do obniżenia ogólnej oceny. W połączeniu z obiektywnym schematem oceniania, dostępnym dla każdego, myślę, że to działa całkiem dobrze, aby odstraszyć większość marnotrawców czasu, jednocześnie pozwalając nam na sprawdzenie rzeczywistych błędów po naszej stronie.